spis treści
Zamknij

niedziela, 26 maja 2024

Wino z Arkny

— Tam? — łysy mężczyzna pochylił się nad właśnie co rozwiniętą mapę i przytrzymał jej krawędź grubym jak przerośnięta marchew palcem. — Yetuno, trzymaj mnie… Na pewno? Aż tam?

Brzdęk. Koścista dłoń ścisnęła kielich, który jeszcze przez chwilę dźwięczał po uderzeniu o drobny stolik. Ten towarzyszył poczerniałej ławie, przyciągniętej przed palenisko spod ściany, na której mimo mroku widniał ślad po oparciu.

— Na pewno — nadeszła wreszcie odpowiedź.

— Na podstawie bajki jakiegoś staruszka z Larhatanu, chcesz wybrać się w góry? I to jeszcze Saledan?

Cisza.

Harlon Ilsattaya prychnął, unosząc ręce do góry. Mapa zwinęła się z szelestem, uderzając o opasłe księgi. Czarodziej założył ręce za plecy i zaczął krążyć po pomieszczeniu, w te i we wte. Pleciony płasko dywan tłumił jego ciężkie kroki, ale długie cienie przesuwały się wzdłuż gładkiej ściany na tyle szybko, jak gdyby to gromada ludzi przewijała się przez ulicę. W półmroku jego sylwetka zdawała się dłużyć, sięgając niemal pod sufit od czasu do czasu oświetlany przez błysk co większego płomienia.

— Przez tyle lat, na Harana, setek lat, nie stało się nic, co by wskazywało, że on żyje. Nawet najmniejszej plotki, z drugiego końca Aduanu, nic! Nic! — powtórzył, tupiąc. — To nie wymysł, że zginął w tych przeklętych górach — mężczyzna spojrzał jeszcze raz na mapę. Jego oczy zdawały się płonąć żywym ogniem. — Zresztą, gdyby było inaczej, myślisz, że siedziałby tak długo po cichu?! s’Envesil? Ten s’Envesil?!

Czarodziej przysiadł przy palenisku i oparł dłonie na kolanach, zaciskając pięści.

— Przez tyle lat, ani razu nawet jednym słowem o nim nie wspomniałeś, a teraz chcesz zabawić się w Pogórzanina i wyprawić w góry?

— Nie mówiłem, że przestanę go szukać.

— Mówiłeś, że nie wyjedziesz z Loravii, dopóki Engrin nie odprawi Larhatańczyków.

Ilsattaya pokręcił głową, patrząc, jak jego gość niewzruszenie sięga po kielich.

— Nie możesz teraz zniknąć, nie zanim…

— Engrin już zdecydował — przerwał mu spokojnie mężczyzna. — Bez znaczenia, czy cały Van Tor stawiłby się u bram. 

— Czarodzieje muszą pozostać blisko króla. Gdzie tak nie jest? Nie znajdziesz dworu bez czarodziei. Larhatan chce nas osłabić, zastraszyć, tak jak zrobił to z Akavellem, z Veteris. Przybyłeś do Aed jako oznaka sojuszu, Calvathera dała Larhatanowi do zrozumienia, że mamy wsparcie na południu. Na Harana, nie bez powodu wyznaczyli cię jako swojego emisariusza!

— Którym od lat nie jestem — zaczął gość, przekrzywiając głowę w bok. — Zresztą tam,  delegacja na północ, to jedna z form kary.

— Też to wiesz — Harlon zmienił ton, uparcie gładząc kolana. — Coś wisi w powietrzu. Wielkie, śmierdzące… krwawe coś. 

— Tu wojny nie będzie — odparł drugi mężczyzna, zapadając się głębiej w poczerniały mebel, obity aksamitem. — A jeśli będzie… Nie pierwsza. Nie ostatnia — syknął.

— Nie możesz poczekać do wiosny?

Wroniec skrzywił się.

— Czy kilka miesięcy ma jakieś znaczenie? 

Coś strzeliło w kominku, podnosząc w powietrze iskry.

— Przemyśl to jeszcze — Harlon westchnął głośno, pocierając czoło. — Przynajmniej tutaj, jest coś lepszego do zrobienia, niż gonienie widma.

Czarodziej spojrzał na dzban wina, który od zachodu słońca powoli tracił na wadze, a teraz był już prawie pusty. Ilsattaya, oficjalnie Drugi Mniejszy Kartograf króla Engrina II, a faktycznie wygnany z królestwa Tiglavve, nader gorliwie zaangażowany w polityczne sprawy nadworny czarodziej-medyk, gościł w Aed Varen na życzenie tegoż władcy, cierpiącego na wszelkie i niemal wszystkie znane medykom wstydliwe choroby. Wroniec, mimo że lata temu pełnił funkcję posłańca, obecnie gościł na tym samym dworze wbrew życzeniom króla, a także reszty czarodziei rezydujących w Loravii, niczym zjawa, smędząc się po korytarzach pałacu, spędzając dnie i noce, pochylony nad mniej lub bardziej obszernymi dokumentami, czasem znikając dziesiątki dni bez słowa.

Mężczyźni ci znali się od lat i od lat, jak gdyby na kształt rytuału, spotykali się w tej samej komnacie, tocząc spory, debatując nad sprawami mniej lub bardziej trywialnymi; wszystko odbywało się w towarzystwie wina, które zwykle było sercem tych spotkań.

Ale tego wieczoru, na odmianę, słowa przelewały się przez komnaty nadwornego maga powoli, tonąc w ciszy. Harlon chwycił od niechcenia dzban i polał sobie, marszcząc brwi na widok ostatnich kropli trunku. 

Drewniane okiennice trzasnęły nagle o mur, zwracając uwagę obu mężczyzn. Natarczywy wiatr zwiastował koniec lata — nadchodziła markotna jesień i długie noce, chłód i mrok, a wino zdawało się jeszcze na moment zatrzymać ciepło bijące z pokosów na polach i zapach żniw.

— Berenika wciąż myśli, że stawisz się na zachód, zanim spadnie śnieg — mruknął Ilsattaya, zakładając ręce na piersi. — Kiedy wyruszasz?

— Przed końcem lata — odparł Wroniec, nerwowo szarpiąc za krawędź rękawa.

— Szaleństwo — rzucił kąśliwie Harlon.

— Ostatni? — Wroniec podniósł pusty już kielich, gładząc toporną nóżkę naczynia. 

— Szaleństwo — powtórzył olbrzym, jednym zamachem chwytając dzban i podchodząc szybko do malutkiej beczuszki, stojącej na krawędzi stołu.

— Nową przynieść muszę, bo z tej już na dwa nie starczy  — dodał po chwili i jak grom z jasnego nieba, uderzył pięścią o mebel. — A żebyś ty…! Dobrze, może jak ci wiatr porządnie zawieje w oczy i mróz pokąsa w ten uparty tyłek, to coś z tego będzie! — ryknął, znikając w ciemnościach zamkowego korytarza.

Wroniec odetchnął z ulgą, patrząc na mapę północnego Aduanu, barbarzyńsko rozpiętą nad paleniskiem. Była to kopia mapy van Rijka, prymitywna, miejscami pokreślona i splamiona. Zakupiwszy ją za nędzną markę od człowieka, który gotów był poświadczyć jej autentyczność głową swojej matki, Harlon dumnie wystawił ją na pokaz, dla zabawy, każdemu, kto przekroczył próg jego komnaty, pokazując „Łostaniec”, obie „Wyspy Taal” i „Aed Varen”, które wedle uczoności autora znajdowało się w mniej więcej w połowie Tiglavve. Veriany na mapie nie było wcale.

Wbrew własnej woli, jego wzrok powędrował wzdłuż rzeki przecinającej zachodnią część półwyspu loravskiego i zatrzymał się przez moment na punkcie położonym nieopodal gór Duncir.

Arkna.

Coś przeszyło go na wskroś, zaciskając się wokół gardła, uderzając w pierś. Żelazny uścisk, od którego brało na mdłości. Strach, jakiego Wroniec nie czuł od lat.

Czarodziej podszedł do okna i oparł dłonie na wciąż ciepłym kamieniu. Słońce tonęło już w wodach morza, zredukowane do mieniącej smugi. Mężczyzna zaciągnął się powietrzem, starając się uspokoić. Chłód, którego był częścią od narodzin, najwcześniejsze wspomnienie, nienaruszone przez wieki, rozniósł się po jego ciele, docierając do koniuszków palców, wypełniając jego myśli. Tak jak nocą bryza spycha wszystko ku wodzie, wszystko wydawało się go ciągnąć z daleka od pałacu, z daleka od czarnych skał, Aed z daleka od Loravii, ku otchłani. 

Gdy Harlon stanął w drzwiach komnaty, z zadowoleniem niosąc dwie grube beczułki nalewki pod pachą, Wrońca już nie było. 

niedziela, 19 listopada 2023

Czarodzieje, magia i herkatas

Niezależnie, czy mówi się o czarodziejach z południa, czy z północy Aduanu — są rzeczy, które łączą ich wszystkich. 

Ludzie rodzą się ze zdolnością do korzystania z magii, lecz pochodzenie ma na to znikomy wpływ. W niektórych kulturach Aduanu przetrwały do dnia dzisiejszego obrzędy, rytuały i wszelakie sposoby, które mają zapewnić osobie odprawiającej taki rytuał bądź jej potomkom nowe zdolności. Jednym z nich jest spożywanie sproszkowanych kości czarodzieja, które można rozpoznać po niebieskawym świetle, dostrzegalnym w ciemności. 

Wydaje się, że wielu ludzi żyje w nieświadomości o swoich zdolnościach, niektórzy dostrzegają je wtedy, gdy zatrzymuje się dla nich czas i nie starzeją się tak, jak zwykli ludzie, co ma miejsce w różnym okresie życia. Nieliczni potrafią korzystać z magii bez żadnego przygotowania. 

Samo przygotowanie, czy też szkolenie jest zwykle połączeniem trenowania charakteru i zdolności kontrolowania swoich emocji. Niezależnie od tego, nieodłączną jego częścią jest medytacja. W zapiskach samego Leadalos jednego z calvatherskich czarodziei można przeczytać takie oto wyjaśnienie tego procesu: Pozwalam swojemu umysłowi błąkać się bez celu. Wreszcie, czasem po latach, czasem po kilku dniach, napotykam namacalną ścieżkę, którą mogę podążyć. Nie wiem, gdzie ona prowadzi. Gdy się jej podejmę, nie mogę przestać, zanim nie dotrę do celu i otworzę drzwi, za którymi kryje się część zrozumienia. Obawiam się, że kiedyś mnie ono przerośnie.

Poprzez medytację, czarodzieje mają szansę nabyć nowe umiejętności, bądź większą kontrolę nad już znanymi. Z każdą medytacją istnieje też ryzyko na śmierć umysłu medytującego. Historie o śmierci umysłu zwykle na dobre zniechęcają większość uzdolnionych do poszerzania swoich umiejętności. Jak mówi powiedzenie — czarodzieje zwykle umierają wraz ze swoją zuchwałością.

Choć niektórzy ubierają magię w słowa czy gesty, nie istnieje ustalony sposób na rzucanie zaklęć. Magia z natury wymyka się spod kontroli i nie pozwala zdefiniować. Nie ma też zasady, wedle której można byłoby przewidzieć, jaką umiejętność posiądzie medytujący. 

Zwykle nowo poznane umiejętności są bezwartościowe, takie jak przywołanie żaru czy słabego podmuchu powietrza i kontrola nad nimi wzrasta wraz z czasem poświęcanym na medytację. Wedle paladyńskiej klasyfikacji, dopiero manipulacja fizycznymi ciałami czy kontrola nad ogniem definiowane są jako pełnoprawne umiejętności. 

Niezależnie od tego, ile z legend o s’Envesilu przyjmie się za prawdę, jego umiejętności przewyższały zdolności wszystkich czarodziei znanych naszej cywilizacji. Daleko za nim, plasował się Fatelan a’Caradal.

Czarodzieje cechują się długowiecznością i zwiększoną odpornością na choroby i rany, są jednak śmiertelni. Zauważyć można korelację pomiędzy częstością używania magii a narastaniem chorób umysłu, które są przewodnią przyczyną wysokiej śmiertelności pomiędzy praktykującymi czarodziejami. 

Urojenia, lęki i paranoja pojawiają się w tym samym czasie, co opisuje calvatherskie słowo herkatas. Leadalos wspomina i o tym: Czasem, niezależnie od pory dnia, budzi się we mnie coś obcego, co nawołuje do wejścia w ogień, pozostania pod wodą, zrobienia jeszcze jednego kroku ku przepaści. Opieram się tej bezkształtnemu bytowi, tłumiąc go w sobie, starając się o nim zapomnieć. Ale on nie chce być zapomniany.

Jednym z najczęściej używanych medykamentów jest teryt, który podgrzany zmienia się w płyn i jest aplikowany przez wcześniej poparzoną skórę. Po terytowych bliznach można łatwo rozpoznać czarodziei. Przydatne temu mogą też być zwierzęta — szczególnie konie, które stają się drażliwe w obecności czarodziei.

Czarodzieje w kulturach i wierzeniach Aduanu

Analizie wpływu magii na dzieje świata poświęcę kolejną pracę, w tej, przedstawione jest postrzeganie jej przez różne kultury Aduanu, począwszy od dalekiej północy, przez Saelor, kończąc na Calvatheryjskich wyspach.

Wierzenia ludów Pogórza, nazywanego przez jego mieszkańców Aethoykkearif, nigdy nie zostały dobrze opisane, gdyż pogórzanie utrzymują ograniczony kontakt nawet z mieszkańcami Loravii. Wiadomo tylko, że czarodzieje są wedle nich posłańcami bogów, którzy słowami, śpiewem i krzykiem ukształtowali świat. Czarodzieje pośród pogórzan muszą więc zachowywać przez całe swe życie milczenie, przemawiając tylko szeptem podczas religijnych obrzędów.

Posuwając się na południe, można zauważyć podobną myśl w staroloravskich wierzeniach dwubóstwa, wedle których bogini Yetuna na prośbę ludzi obdarzyła ich zdolnością korzystania z magii, by mogli powstrzymać jej wykrzywione oblicze — Harana — do całkowitego zawładnięcia rzeczywistością. Czarodzieje nie pełnią jednak żadnej szczególnej roli w Loravii. 

Vereńskie plemiona, żyjące na północnym wschodzie Aduanu, wyznają wiarę w Ni’Tillę, wielkiego przewodnika, który ukazywał się vereńczykom w potrzebie. Tradycje związane z Ni’Tillą niektórych plemion nakazują zabijać ludzi zdolnych do władania magii, niektóre zaś tylko wykluczają ich z plemienia, skazując na samotne życie. Podania przekazują, że zwyczaj ten wywodzi się od oszustwa, którego dokonał obdarzony magią vereńczyk, pozorując za Ni’Tillę. 

Jak admarczycy postrzegali magię pozostaje tajemnicą. Skaelos, który doszczętnie zgładził ich lud, nie pozwolił, by ani kultura, ani wierzenia, ani ich język przetrwał do czasów dzisiejszych. 

W tiglavvskich wierzeniach czarodzieje są ludźmi, w których osiedliły się duchy zmarłych, którzy zginęli tragiczną śmiercią. Duchy te przenikają do świata po śmierci, wykradając bogom ich tajemnice i przekazując je czarodziejom pod postacią magii. Zwykli ludzie strzegą się i przeganiają czarodziei.

Podobnie jest na zachód od Tiglavve — postrzegani od wypaczeń natury, po złe duchy — czarodzieje żyją w odosobnieniu, z dala od ludzkich osad. Przekonanie to zmienia się dopiero w centralnym Larhatanie, gdzie w czarodziejach od zawsze widziano posłańców bogów, i zwykle pełnili one religijne funkcje. Na południu Larhatanu, czarodzieje często obierali stanowiska szanów.

Saleron, zgodnie z panującą tam religią bogów słońca, uważa czarodziei za pomocników posłanych przez bogów. Choć polityczną władzę sprawują członkowie tzw. Białego Pokoju, ich wybór należy do najwyższych czarodziei, zasiadających w świątyni na górze Ki-Parat - ci sami magowie odprawiają wszystkie obrzędy i decydują o losach emisariuszy przebywających poza granicami Saleronu. Pozostali czarodzieje pełnią rolę urzędników, obejmując pozycję mniejszych i większych magistrów. Zwie się ich czarnymi płaszczami (sal. seo vakken), od ich ubioru. Praktykowanie magii bez przynależności do magistratu jest karane śmiercią. 

Cavathera obejmuje wiele regionów, trudno jest więc jednoznacznie opisać rolę czarodziejów i magii na jej obszarze. Zwykle pełnią oni religijne funkcje — jako wyrocznie, którym magia pozwala zadawać pytania bogom losu. Pozostali obejmują funkcje na dworze, często poświęcając się nauce i nie rozwijając swoich umiejętności.

Van Tor

Van Tor, samotna wyspa oddalona o dwadzieścia mil od brzegu na zachodzie Calvathery znana jest z sanktuarium, w którym szkoleni byli czarodzieje z całego Aduanu. Przez wielu postrzegana jako ścieżka do godnego, niemal królewskiego życia, dla innych wyspa  była ostatnią nadzieję, na zapewnienie szansy swojej rodzinie na przetrwanie. 

Van Tor przez lata oferował Calvatheryjczkom zatrudnienie — w zamian za dożywotnią pracę na wyspie, rodzina zatrudnionego pobierała jego zarobek. Ludzie, którzy raz postawili nogę na wyspie nie mogli jej już nigdy opuścić, co miało utrzymać to, co działo się w murach sanktuarium w tajemnicy. 

Dwa razy do roku, specjalny okręt dostarczał sanktuarium to, czego nie dało się wytworzyć na wyspie, która  była niemal samowystarczalna. Pieczę nad Van Torem sprawował czarodziej, będący w służbie calvatheryjskim monarchom od stuleci. 

Do dziś mało znany pozostaje fakt, że większość uzdolnionych ludzi, która trafiła na Van Tor, nigdy z niego nie wróciła. Ci, którzy przetrwali naukę, mogli opuścić wyspę dopiero po wykupieniu długu, zaciągniętego nieświadomie przez pobyt w sanktuarium. Zwykle dług ten był spłacany przez aduańskich monarchów, którym to czarodziej musiał służyć przez kolejne lata. Tajemnicą pozostaje sposób, jakim monarchowie potrafili utrzymać swych dłużników w posłuszeństwie. Ludzi tych, od calvatheryjskiego słowa fel, czasem nazywa się felorami

Wielki Pogrom

Różne kultury różnie postrzegają magię, a najlepszym dowodem na to jest Wielki Pogrom, zapoczątkowany trzydzieści lat temu w Larhatanie. By zrozumieć jego genezę, wystarczy cofnąć się o niecały wiek, do przewrotu Fatelana. 

Fatelan a’Caradal, pamiętany do dziś jako najwspanialszy władca, na północy Aduanu pamiętany jest w innym świetle. Wielki Szan zamordowany został przez członków rodu Tilleyów, wywodzącego się z północy Larhatanu — regionu, którego ludy zawsze widziały magię jako nienaturalne wypaczenie. Do czasów rządów Fatelana, ziemie te nie były częścią Larhatanu — dopiero a’Caradal włączył je w do swojego królestwa, krwawo rozprawiając się z mieszkańcami północy. 

Za czasów rządów Tilleyów, przepaść pomiędzy południem a północą Larhatanu tylko się powiększyła — szanowie na północy niezadowoleni byli z utraty wyspy Taal na rzecz Loravii; ci na południu stracili część ziem na skutek wojny z Calvetherą. 

Czterdzieści lat temu, południowe szany utworzyły Sha-Lar, sojusz szanów, którego członkami byli także znani czarodzieje. Jego celem było umocnienie południa poprzez rozbudowę nadmorskich portów i konstrukcję dróg. Wraz z upływem czasu, wizja oderwania ziem objętych przez Sha-Lar od królestwa stała się coraz bardziej bliska rzeczywistości. 

Wreszcie, w 1131 roku Sha-Lar postawił Mederykowi Tilleyowi pierwsze żądania, które umożliwiłyby szanom południa podejmowanie niezależnych decyzji w kwestii wysokości podatków nakładanych w morskich portach. Podczas obrad Sha-Laru na dworze Mederyka, jeden z czarodziei oskarżył Mederyka, niebezpodstawnie zresztą, o zatrucie wina parytem. W obliczu publicznego oskarżenia Wielki Szan oskarżył czarodziei o destabilizację Larhatanu — Mederyk przekonany był, że za przedwczesną śmiercią jego ojca stał związek.

Szalę goryczy przelał pożar w Tattnamie, który strawił wschodnią część miasta, w którym zginął syn Mederyka. Sha-Lar, przez mieszkańców miasta i samego Mederyka został za tą tragedię obarczony winą. Wielki Szan nakazał przybyć członkom związku do Imbros, ci jednak odmówili, nie biorąc odpowiedzialności za pożar i ogłaszając oderwanie się od Larhatanu. Utrata dostępu do południowego morza byłaby ogromnym ciosem dla królestwa — Mederyk więc posłał swoje wojska na południe, a w Larhatanie wybuchła wojna domowa. 

Czarodzieje związani z Sha-Larem zbiegli do Kolsviku, a ludzie Wielkiego Szana wysłani za nimi w pościg doprowadzili do Rzezi w Kolsviku, po powrocie do Larhatanu dając początek pierwszemu oddziałowi paladynów. 

Szanowie południa przegrali wojnę, a Mederyk ostatecznie zapobiegł rozpadowi królestwa. W późniejszych latach, biorąc przykład z polityki Saeloru, Wielki Szan wydał prawo, zwane do dziś mederykowym prawem, nakazujący ludziom posiadającym magię do wpisania się do cenzusu, który przeprowadzany jest do dziś co kilka lat. Bunty, które często miały miejsce podczas przeprowadzania spisów, wymusiły prócz urzędników, obecność paladynów, którzy stali się elitarną częścią larhatańskiego wojska.

Mahaladia

Rozpadlina Mahaladii znajduje się w pobliżu Gór Saledan i jest to miejsce czczone przez ludy północno-zachodniego Larhatanu. Wedle legend, bogini Malahadia sprawiedliwie władała tymi ziemiami i była kochana przez swój lud. 

Pod jej rządami, ludzie nie chorowali, ani nie umierali, jednak musieli wyrzekać się miłości między sobą, oferując ją tylko bogini. Pewnego dnia, dwóch kochanków zdecydowało się opuścić krainę Mahaladii, by wieść życie bez niej. Wkrótce ich śladami podążyła reszta ludu.

Bez wpływu bogini, ludzie stali się śmiertelni. Zdecydowali się więc wrócić, lecz nie zastali nikogo — Mahaladia w żalu oddaliła się w stronę gór, gdzie rzuciła się w przepaść. Nieopodal pojawiło się zaś źródło, dające początek rzece Midorze, która przecięła i podzieliła krainę bogini. 

Midora stała się świętą rzeką wyznawców Mahaladii, a sama rozpadlina miejscem kultu, w którym składa się ofiary bogini, czekając na jej powrót. Mederyk Tilleya, podobnie jak jego przodkowie, jest zagorzałym wyznawcą Mahaladii i składa bogini w ofierze kości czarodziei.

Fatelan a’Caradal

Fatelan a’Caradal zapisał się w historii Aduanu jako drugi najbardziej wpływowy czarodziej. Syn Szana Parasy, objąwszy ten tytuł po ojcu, zasłynął z odnowienia zniszczonego w pożarze portu morskiego w Parasie. 

Szybko zyskał poparcie ludu, a poprzez związek z córką Szana Mirsy poszerzył swoje wpływy na południu i zjednoczył pięć południowych szanów, tworząc Larhatan. Jego największym osiągnięciem było podbicie ziem na północ. Tak, Larhatan objął pas lądu ciągnący się od północnego po południowe morze. 

U schyłku swoich rządów, trwających prawie sto lat, Fatelan stopniowo popadał w obłęd – żaden z jego potomków nie potrafił korzystać z magii, a Fatelan nie chciał przekazać władzy w ręce zwykłego śmiertelnika.

Dopiero jeden z jego ostatnich potomków, Gerlan okazał zdolności i pozostał z ojcem, przysposabiając się do zostania szanem. Jego równie uzdolniony młodszy brat, Telvan, został wysłany do Van Toru, aby w przyszłości zostać strażnikiem rodu a’Caradalów.

Najstarsi potomkowie Fatelana, którzy sprzeciwili się jego woli, zostali wygnani z Parasy. Jeden z nich, wsparł ród Tilleyów, którzy w 1001 roku dokonali przewrotu, w którym wszyscy a'Caradalowie zostali zamordowani.


Pamiętniki Laistre z Ostańca

Laistre była jedną z emisariuszek wysłanych na północ przez Kult Bogów Słońca. Zadaniem emisariuszy było ustanowienie obserwatoriów — miejsc, z których mieli oni wypatrywać powrotów bogów, którzy wedle wierzeń kultu mieli nadejść z wód któregoś z mórz. Drugim zadaniem emisariuszy było dokumentowanie ich podróży i życia na obcych ziemiach. Ich dzienniki były okresowo odbierane przez podróżujących emisariuszy do Saeloru i archiwizowane.

***

Dotarliśmy do północnego morza. Tutejsze ziemie wyglądają na żyzne, ale ludzie są wynędzniali. Ich domy są liche, zbudowane z rzecznych kamieni.

***

Deszcz nie ustaje od kilku dni, a nadszedł czas siewu. Nadchodzi głód. Ludzie z pobliskiej osady składają modły swoim bogom. 

Wybraliśmy miejsce na obserwatorium. Ludzie z osady muszą być zdesperowani, by nawiązać z nami kontakt. Zaczynamy rozumieć pojedyncze słowa w ich języku — mówią o człowieku, który nadszedł ze słońcem, władającym niebiosami i ogniem, który przepędził deszcz znad ziem ich władcy niedalekich ziem, Skaelosa. Eolre udała się na wschód, chcąc zobaczyć go na własne oczy.

***

Eolre wróciła. Skaelos panuje na ziemiach nazywanych Talavią, gdzie wielu ludzi żyje pod jego przywództwem. To on ugościł złego ducha, który skradł boskie moce. Zwą go s’Envesilem. Eolre widziała, jak ten rozproszył chmury, przyzywając słońce. Człowiek, o którym mówili ludzie z osady nie jest ani posłańcem, ani bogiem. 

***

Rzeź plami północne ziemie. Ludzie Skaelosa posuwają się na zachód z łatwością, jaką wiatr toczy się przez ląd. Jak kosa tnie zboże, tak s’Envesil kładzie domy i osady, mordując ludzi skinieniem ręki. Ludzie mówią, że Skaelos oddał publicznie cześć s’Envesilowi. Nazywają  go s’Envesil - Aelos-hat, Władca Śmierci.

***

Skaelos wciąż posuwa się na zachód. Pod jego i s’Envesila nieobecność, admarczycy, dziki lud ze wschodu napadł na kilka z jego osad. Mówią, że s’Envesil pojawił się ostatniej nocy przed ich przywódczynią i rozszarpał ją na strzępy jedną myślą, a ruchem dłoni spiekł i zasłał kamieniami ich ziemie, by nigdy nic na niej nie wyrosło. 

***

Nocą, przez niebo przebiegł pas białego ognia. Ludzie mówią o zdradzie s’Envesila, świętując jego odejście. Jeśli to prawda, i my będziemy dziękować bogom za to, że usunęli go ze świata.

***

Eolre udała się na wschód, ale wróciła przed zachodem słońca. Na drodze prowadzącej do Erdeharu znalazła rannego mężczyznę, człowieka z dalekiej północy o czarnych jak noc oczach. Wyjawił jej, że zbiegł z niewoli s’Envesila. Niszczy go jakaś choroba, nie chce nam jednak wyjawić jej źródła.

***

Il-Tva, bo tak się przedstawił, zdrowieje. Spytaliśmy go o to, co zaszło na Erdeharze. Il-Tva powiedział, że przed Skaelosem pojawił się inny człowiek o zdolnościach s’Envesila, który jak i on twierdził, że bogowie obdarzyli go wielkimi mocami. 

Skaelos popadł w panikę, a wkrótce potem zachorzał. Ponoć sam s’Envesil postradał zmysły i zbiegł na zachód, pod postacią płomienia.

***

Il-Tva niechętnie mówi o s’Envesilowi. Mówił, że przez lata Skaelos nabierał podejrzeń co do boskości s’Envesila, ale nie śmiał podważyć jego słów. Dopiero widząc innych, podobnych jemu i słysząc opowieści z południa, o ludziach podobnych do niego, postanowił się mu sprzeciwić.

Wedle Il-Tvy, s’Envesil spędzał godziny w ciszy, co było źródłem jego mocy. Przez lata, s’Envesil opierał się starości, a czas zdawał się nie mieć na niego wpływu. 

Jedyne, co prześladowało s’Envesila, zdaniem Il-Tvy, było jego własne myśli, prześladujące go bez przerwy. Il-Tva nie chciał więcej o nim mówić. Opuścił obserwatorium nocą. 

***

Z dziesięciu, zostałam tylko ja. Wkrótce mają nadejść kolejni emisariusze. Czas zatrzymał się tylko dla mnie.

Letnie wieczory ciągną się bez końca, zaczęłam więc rozważać nawyki s’Envesila, o których mówił Il-Tva. Choć wspominał on,  że myśli są jak strumień rzeki spływającej między górskimi skałami. Jeśli nie zważę na to, gdzie mnie prowadzą, roztrzaskam swój umysł na tysiące kawałków.

Po tym wpisie, dzienniki Laistre się kończą. Emisariusze, którzy przejęli obserwatorium, zastali ją martwą pod wieżą budowli.

sobota, 18 listopada 2023

s'Envesil

s'Envesil, zwany również Ojcem Saledan, był pierwszym czarodziejem, o którym wzmianki pojawiają się w tekstach sprzed ponad tysiąca lat.

Pieśń o Talave, której słowa wyryte są w podziemiach starowierskiego pałacu, wspomina o obcym, który nadszedł wraz ze wschodzącym słońcem pewnego dnia Wiosny Śmierci, gdy ziemie króla Skaelosa drugi rok już nawiedzane były przez nieustanny deszcz, który zwiastował przedłużenie się głodu.

Obcy ten przedstawił się jako s’Envesil i obiecał, że przegoni deszcz nad królestwem, jeśli Skaelos uczyni go swoim następcą. s’Envesil został wyśmiany, wszak nikt poza bogami nie dzierżył władzy nad niebiosami. Wtem, obcy wniósł jedną dłoń do góry, a słońce natychmiast zaszło i na niebie ukazały się oba księżyce. Widząc to, Skaelos poszedł na układ ze s’Envesilem, a ten tego samego dnia i przez kolejne przeganiał deszcze znad Talave Dalej, pieśń wspomina o tym, że ludzie Skaelosa u boku s’Envesila podbili ziemie na zachód i północ od Talave, aż do wód Zarańca.

W ostatnich wersach pieśni, Skaelos, nie chcąc przekazać władzy w ręce s’Envesila knuje spisek, by uśmiercić czarodzieja, przekazując mu na łożu śmierci swoją koronę, której  Jego plan się powiódł — Skaelos postradał zmysły i zbiegł na zachód, gdzie w szale  wzniósł z ziemi Góry Saledańskie, które zamknęły przejście łączące południowo-zachodni Aduan z Talave, co przypłacił swoim życiem. 

Wbrew temu, co mówi Pieśń o Talave, Góry Saledan istniały przed nadejściem s’Envesila i były świętym miejscem, w którym lokalne ludy czciły swoją boginię. Wedle uczonych, tekst pieśni ma na myśli trzęsienie ziemi, które miało miejsce kilkanaście dni po ucieczce s’Envesila.